poniedziałek, 31 października 2011

Skąd ten tytuł?



To nie ja wymyśliłem termin "fikcjonarz". Myślę, że trudno byłoby ustalić jego autora / autorkę. Poznałem go przy okazji lektury "Amerykańskiego fikcjonarza" Dubravki Ugresić, chorwackiej pisarki na emigracji. Dramatyczne zapiski osoby, której świat właśnie się zawalił (wojna w Jugosławii) i która szuka, na próżno, nowego porządku i ukojenia w kulturze zachodniej dają asumpt do podjęcia próby uporządkowania lub przynajmniej oswojenia swojego podwórka. Stworzenia zapisków, które poświadczą o egzystencji, która często bywa nieznośna. Opiszą zjawiska trywialne i podniosą je do rangi istoty sprawy. Spróbują przekonać, że muzyka jest nieodzowną częścią ludzkiego życia, a czas doświadcza z ponurą, nieugiętą bezwzględnością.

Dubravka Ugresić "Amerykański fikcjonarz" : myślę, że częste występowanie formy słownika (...) w czasach postmodernizmu nie jest spowodowane nostalgią, jak by się wydawało na pierwszy rzut oka. Uprawianie tego gatunku bardziej przypomina starania ludzi dotkniętych chorobą Alzheimera, by przy pomocy papierków, nalepek, notatek orientować się w otaczającym świecie, dopóki oni sami (a może i świat?) nie utoną w całkowitym zapomnieniu. Wszelkiego rodzaju słowniki w tych postmodernistycznych czasach to tylko zapowiedź chaosu zapomnienia. Tak więc słowo słownik, zawarte w moim uchodźczym bagażu, odżyło w postaci odruchowego zapisywania słów bez przestrzegania reguł, nawet porządku alfabetycznego. Wyczuwałam, że zajmuję się pracą bez sensu i celu, której zresztą nie skończę, którą porzucę dla jakiegoś nowego - słownika... Być może potrzebę zapisywania słów spowodował ten sam niejasny lęk, który mojemu amerykańskiemu studentowi, Davidowi Lehmanowi, podyktował proste zdanie: "Świat jest kruchy i ja się boję"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz